Szkoła jest kontraktem (Remedium luty 1996)

Małgorzata Bartosińska
Dzieci uczą się nauczycieli, nauczyciele uczą się dzieci mówi dr ZBIGNIEW CZWARTOSZ – Szkoła funkcjonuje na podstawie pewnego ukrytego kontraktu, który jest w specyficzny sposób negocjowany.
Będziemy mówić o kontakcie jaki istnieje w szkole i jaki może być w szkole. Zatem sprecyzujmy samo pojęcie kontraktu.
Jest to umowa zawarta między stronami, która określa warunki współistnienia, współpracy, wzajemne świadczenia oraz reguły wymiany dóbr i usług.
Czy tak rozumiany kontrakt powinien zawierać również środki egzekucji, a więc to, co należy robić wtedy, kiedy umowa nie jest dotrzymywana?
Kontrakt możemy rozumieć w węższym i szerszym znaczeniu. Jeżeli będzie to określenie wzajemnych świadczeń, to mogą one zawierać również procedury egzekucji. W szerszym znaczeniu, kontrakt może zawierać także wspólną definicję problemu lub sytuacji, może być, chociaż nie musi, poprzedzony wypracowaniem wspólnoty znaczeń, czyli ustaleniem, że tak samo rozumiemy terminy, którymi się posługujemy. Taki kontrakt, w którym nasze wzajemne zobowiązania zawierają wspólną definicję problemu, wspólne widzenie naszych relacji, ma większą szansę na bezkonfliktową realizację. Powinien również określać to, w jaki sposób strony mogą kontrolować realizację kontraktu oraz zasady postępowania w wypadku niedotrzymania umowy. Te dwa ostatnie elementy kontraktu dość rzadko występują w porozumieniach społecznych, które są zawierane w Polsce.
Może Pan podać jakiś przykład?
Wiele przykładów dostarczały w swoim czasie negocjacje pomiędzy rządem a związkami zawodowymi. Te porozumienia były formułowane w takim języku – „rząd w najbliższym czasie podejmie działania w kierunku...itd.” – co oczywiście prowadziło do następnego konfliktu. Otóż bez dokładnego określenia co znaczy „najbliższy czas” oraz sposobu w jaki będzie sprawdzana realizacja umowy nie sposób uniknąć kolejnych konfliktów. Jest jeszcze aspekt źle pojętej elegancji przy zawieraniu kontraktu. Przeważnie dzieje się tak, że strony są szczęśliwe, iż udało się doprowadzić do końca negocjacje, że nie wypada rozmawiać o konsekwencjach niedotrzymania urnowy lub nieprzestrzegania jej ustaleń. To co jest uważane często za nietakt, w istocie jest bardzo ważnym elementem kontraktu.
Jakby Pan opisał w tych kategoriach szkołę jako instytucję społeczną? Jaki kontrakt tam funkcjonuje?
Jeden z moich przyjaciół, który naukowo zajmował się analizą rzeczywistości szkolnej, próbował odpowiedzieć na proste a zasadnicze pytanie – czego uczą się dzieci w szkole? W wyniku kilkuletniej obserwacji doszedł do wniosku, że dzieci w szkole uczą się nauczycieli. I to jest podstawowa wiedza, którą powinien mieć uczeń żeby przetrwać. Podobnie chyba dyrektorzy uczą się wizytatorów, a ci uczą się kuratorów, kurator zaś uczy się ministra.
Czy ta prawidłowość działa tylko w jedną stronę?
Nauczyciele też uczą się uczniów. Znają swoją klasę, wiedzą na co kogo stać i czego można oczekiwać od tej grupy dzieci. Szkoła funkcjonuje na podstawie pewnego ukrytego kontraktu, który jest w specyficzny sposób przez cały czas negocjowany.
A negocjacje też nie przebiegają jawnie?
Tak ale warto zacząć od tego, że relacje w szkole są oparte na władzy. Osoba mająca władzę to ta, która może się zachowywać w sposób nieprzewidywalny dla innych. Jest to na przykład ktoś, kto może narzucić grę innym ludziom, kto jest w stanie zachować się wbrew przyjętym konwencjom i ustaleniom i nie ponosi konsekwencji swojego zachowania. To niejawne dopracowanie kontraktu w szkole można wprost nazwać walką o władzę. Uczniowie sprawdzają jakie ich zachowania będą jeszcze tolerowane, a jakie okażą się już niedopuszczalne. Następnie określają, w jaki sposób mogą karać lub nagradzać nauczyciela poprzez swoje funkcjonowanie.
W ten sposób ustalają swoje granice?
Tak, i podobnie jest z nauczycielem. On również uczy się klasy i też poznaje granice tego, na co może sobie w danej klasie pozwolić, jakie mogą być konsekwencje podjętych przez niego działań. Tak więc obie strony dążą do sprawowania kontroli nad funkcjonowaniem szkoły.
Nauczyciele działają często na bazie niedookreślonych reguł, ponieważ to im daje możliwość większej kontroli, a tym samym – poczucie władzy. Moim zdaniem, tak to się właśnie dzieje, choć nauczyciele nie muszą być świadomi tego procesu. Przecież w szkole asymetria uprawnień nauczyciela i ucznia jest bardzo duża. To oczywiste. Nauczyciel może na przykład przeprowadzić klasówkę kiedy tylko chce. Jeżeli jest to druga klasówka danego dnia, wystarczy, że nazwie ją inaczej: kartkówką, sprawdzianem itp. Nauczyciel nie określa terminu, w którym oddaje klasówki. To tylko pozornie błahe przykłady. W szkole nie ma jednoznacznego systemu nagród i kar. Uczniowie ucząc się nauczyciela, uczą się repertuaru kar i nagród, który ma ten nauczyciel. W szkole istnieje niejawny układ, o którym się wie choć nie jest pisany. Psychologowie nazywają to czasem ukrytym programem szkoły.
Powiedział Pan, że szkoła jest terenem walki, a to znaczy, że strony mają sprzeczne interesy.
Wspólnych interesów jest mało, aczkolwiek różne interesy wcale nie znaczą, że są one antagonistyczne. Nauczyciel chce mieć spokój w klasie, a uczniowie nie chcą żeby nauczyciel zbyt rygorystycznie sprawdzał nieobecność. Interesy różne, ale nie antagonistyczne. Może pojawić się w tej sprawie ciche porozumienie. Te ukryte porozumienia dobrze funkcjonują wtedy, kiedy strony są wzajemnie od siebie zależne. Ta zależność może czasem promować taką postać, że każdy ma na kogoś „haka”. Jeżeli nauczyciel wykracza, nawet w drobnych sprawach, poza pewne reguły, które ujawnione, postawiły by go w trudnej sytuacji, daje to przewagę dzieciom. Jeżeli uczniowie wykraczają poza reguły daje to przewagę nauczycielowi. Zatem z punktu widzenia jednej i drugiej strony dobrze jest mieć „haka” na przeciwnika.
Ale w szkole nie ma symetrii?
Oczywiście, że między możliwościami nauczyciela a ucznia w tej sprawie symetrii nie ma. Jakie są więc konsekwencje takiej sytuacji? Zwiększa się tendencja do tworzenia drugiego życia szkoły, jawi się konieczność walki o władzę pomiędzy stronami.
Nauczyciele narzekają na agresję uczniów, na takie jej przejawy jak złe zachowanie, pyskowanie. Agresja bierze się często z poczucia bezsilności, a bezsilność bywa efektem poczucia braku wpływu na ustalone relacje. Uczniowie nie są w stanie wyegzekwować przestrzegania już istniejących zapisów, jak to było kiedyś z Kodeksem Ucznia. Rodzice czują się podobnie. Gdzie można przerwać to błędne koło?
Zgadzam się z tym, ale wspomniany Kodeks Ucznia jest dla mnie przykładem kontraktu, w którym określa się wyłącznie procedurę, a nie ma wspólnoty znaczeń, jak również nie ma zapisu o sposobach kontrolowania realizacji tej urnowy przez strony, nie jest wpisane również w kontrakt co robić, kiedy nie jest on dotrzymywany. Kontrakt jest nieprawidłowo zawarty jeżeli istnieje wielość interpretacji jego ustaleń. Pamiętam konflikt w jednej ze szkół średnich. Z Kodeksu Ucznia wynikało, że każdy uczeń ma prawo raz w semestrze przyjść na zajęcia nie przygotowany. W pewnym momencie klasa zgłosiła nauczycielowi, że wszyscy nie są przygotowani do lekcji. Nauczyciel całej klasie postawił oceny niedostateczne. Uczniowie zgłosili się z protestem do rzecznika praw ucznia, którym był jeden z nauczycieli, powołując się na odpowiedni punkt Kodeksu Ucznia. Sprawa trafiła na radę pedagogiczną. Ustalono, że istotnie, każdemu uczniowi przysługuje takie prawo, ale nie uczniom całej klasy równocześnie. Rzecznik interpretował tę sytuację inaczej, podobnie jak uczniowie. Zinterpretowano tę sytuację na wiele sposobów i wszystko to doprowadziło do poważnego konfliktu w szkole.
Komu powinno zależeć na tym, aby w szkole istniał jasny kontrakt? Wydaje się, że chyba słabszej stronie – czyli uczniom?
Można zaryzykować tezę, że w interesie nauczycieli, a być może i uczniów, nie leży dopracowanie takiego kontraktu. Jak wspomniałem, kontrakt mógłby ograniczyć władzę nauczycieli nad uczniami. Zaś od uczniów umowa taka wymaga odpowiedzialności. Straty wydają się zwykle bardziej ewidentne od korzyści. Zmiana wymaga odwagi i wysiłku, dlatego czasem ludzie wolą niedogodny, ale za to znany i bezpieczny układ. Marzy mi się jednak taka szkoła, która byłaby kontraktem z prawdziwego zdarzenia.
Jak Pan sobie taki kontrakt wyobraża?
Można określić, zgodnie z zasadami dobrego kontraktu, pewne reguły życia szkolnego: system sprawdzania wiedzy, zakres kar i nagród itd. Kontrakt może zawierać różne rozwiązania alternatywne, które dadzą uczniowi możliwość planowania jego własnej pracy. Wyznaczyć prawa i obowiązki obu stron. W kontrakcie mogą być również zawarte sposoby rozwiązywania sytuacji trudnych i konfliktowych. Przy czym kontrakt ma to do siebie, że nie jest zbiorem przepisów, które są narzucone przez jedną stronę. Kontrakt jest umową społeczną, która powinna być zawarta pomiędzy ważnymi partnerami w szkole, jakimi są: nauczyciele, uczniowie, być może i rodzice. Umowa ta powinna być wspólnie wypracowana. Nie twierdzę, że z uczniami trzeba negocjować zakres programu nauczania, czy listę lektur obowiązkowych lub metody prowadzenia lekcji. Ale w kontrakcie powinno się znaleźć określenie – co jest kierowane i sterowane przez nauczyciela, w jakich sytuacjach nauczyciel jest arbitrem, a jakie sprawy mogą być wypracowane wspólnie lub podlegać negocjacjom.
Co może być przedmiotem negocjacji?
Wyobrażam sobie, że na przykład sposób sprawdzania wiadomości, a także wszystkie sprawy, które nie zostały objęte dotychczasową umową.
Wspomniał Pan, że czasem arbitrem może być nauczyciel?
Tak, choć wydaje mi się, że arbitraż w ogóle nie jest najlepszą metodą rozstrzygania sporów, które powstają szkole, między innymi dlatego, że orzeczenie arbitra może być uznane przez jedną stronę jako zwycięstwo, a przez drugą jako przegrana. Dlatego ja, może z racji idei, którą chcę realizować uważam, że w przypadku sporów, które nie są objęte kontraktem najlepszą metodą rozwiązywania konfliktów, a nie rozstrzygania sporów, byłaby mediacja. Mediacja polegająca na próbie zrozumienia wzajemnego stron, czyli ustalenia pewnej wspólnoty znaczeń – ustalenia i zaakceptowania tego, jak każda ze stron rozumie daną sytuację. To daje szansę na rozwiązanie konfliktu, daje szansę na to, że podobne sytuacje nie będą się pojawiały w przyszłości. Wydaje mi się, że życie w takiej szkole byłoby łatwiejsze. Autorytet nauczyciela – jeśli potrafiłby pogodzić funkcję arbitra w pewnym zakresie spraw z funkcją równorzędnego partnera i strony w sporze – bardzo by zyskał. Nie wiem tylko w jakim stopniu nauczyciele są gotowi do przyjęcia takiej roli.
Od jakiego więc szczebla hierarchii szkoły można zapoczątkować zmiany w kierunku objęcia tej instytucji dobrym kontraktem?
W szkołach pojawiają się różne programy z zakresu wiedzy o społeczeństwie. Mówi się o edukacji demokratycznej. Myślę, że te programy nie mają sensu, jeżeli nie będą związane z możliwością doświadczania ich treści przez uczniów. Wyobrażam sobie, że w szkole może być wypracowany kontrakt dotyczący praw ucznia, ale też i praw nauczyciela. Zawsze można zacząć od kontraktu uczniowie – nauczyciel w obrębie danej klasy. Jest wiele sposobów na zawarcie najprostszych kontraktów już z uczniami pierwszych klas szkoły podstawowej. Kiedy moja córka była w I klasie istniała w niej procedura stawiania ocen z dyktanda. Ocena była o tyle niższa, ile dużych znaczków – określających istotne błędy – było na pracy. Dziecko mogło sobie policzyć ile dużych znaczków postawił nauczyciel i wiedziało dlaczego dostało dany stopień z dyktanda. Umowy w szkole mogą dotyczyć drobnych spraw życia codziennego. Powinny być proste. Im prostsze i bardziej konkretne, tym większa szansa, że będą przestrzegane.
Tylko kto ma zadbać o to, aby kontrakty zaczęły działać w praktyce szkolnej? Wykluczył Pan jako nieskuteczny, system nakazów odgórnych. Wspomniał Pan także, że kontrakty nie będą spostrzegane przez nauczycieli jako zgodne z ich interesami, uczniowie są zbyt słabi, więc kto?
Wydaje mi się, że inicjatywa powinna wyjść jednak od nauczycieli. Ponieważ zawieranie kontraktów w świadomości społecznej nie jest spostrzegane jako atrybut szkoły, którą uważa się za instytucję hierarchiczną, to impuls zmiany w tym względzie powinien wyjść właśnie z tej strony. Mało realne mi się wprowadzanie takich kontraktów od razu w całej szkole. Sądzę, że jedna i druga strona powinny się do tego przyzwyczaić. Natomiast z całą pewnością daje to szansę na przygotowanie uczniów do funkcjonowania w demokratycznym świecie. Ileż to godzin, ile dni spędza człowiek w szkole! To jest zwykle dwanaście lat funkcjonowania w pewnego typu organizacji. Uczniowie uczą się więc nie tylko nauczycieli, ale też pewnych reguł funkcjonowania społecznego. Czy należy się więc dziwić, że jako ludzie dorośli mają tendencję do tworzenia koalicji przeciwko szefowi, że w instytucjach toczy się często tak zwane drugie życie, czyli przez analogię – ukryty program danej instytucji, że pojawia się zmowa milczenia wobec łamania reguł współżycia społecznego i w końcu, że istnieje brak umiejętności planowania i analizy konsekwencji swoich działań. Przecież tego szkoła nie uczy. Jedyną metodą, jak mi się wydaje, uczenia uczniów odpowiedzialności jest tworzenie kontraktów i wymaganie ich przestrzegania.
Do tej pory mówimy o dobrych stronach zawierania kontraktów, czy mają one swoje słabe strony?
Można je upatrywać w tym, że kontrakt wiąże się również z pewnym rygorem i konsekwencjami za jego nieprzestrzeganie, A to wpływa na życie instytucji, ponieważ staje się ona wtedy zbiorem jednostek o określonych prawach i obowiązkach, zbiorem równoprawnych jednostek. Najmilej wspomina się te momenty z życia szkolnego, kiedy łamało się reguły. Umożliwiało to tworzenie się wspólnoty uczniów i było próbą lojalności. Widać więc, że tworzenie kontraktu, ustalenie zbyt dokładnych reguł może szkodzić pewnej wspólnocie uczniów, a być może także wspólnocie nauczycieli. Wiadomo, że kiedy odwołujemy się do sprawiedliwości, wtedy przeważnie kończy się współpraca pomiędzy ludźmi.
Innymi słowy, jeżeli te kryteria normatywne znajdą się w centrum świadomości ludzi, jeżeli ludzie czują się jako równoprawne jednostki, to zatraca się idea wspólnego dobra, idea wspólnoty, która często tworzona jest przeciw komuś. To są pewne cienie takiego modelu szkoły i należy mieć tego świadomość.
Jaka więc konkluzja wynika z tego bilansu zysków i strat?
Uważam, że kontrakt nie może obejmować wszystkich sfer życia szkoły. Musimy dać szansę również na tworzenie wspólnoty uczniów, na sprawdzanie się ich lojalności wobec siebie. Byłoby bardzo cenne, gdyby współpraca przeciwko wspólnemu przeciwnikowi, czyli nauczycielowi mogła przekształcić się we współpracę dla osiągnięcia wspólnego celu. Od kreatywności nauczycieli i wychowawców zależy to, czy potrafią również dać dzieciom szansę współpracy, szansę doświadczania więzi, które tworzy wspólnota. Jestem głęboko przekonany, że taka koncepcja może się w szkole udać z powodzeniem.