Wskazana jest ostrożność w stosowaniu leków, zwłaszcza podawanych dzieciom

Z TOMASZEM NASEWICZEM magistrem farmacji z ponad 20-letnią praktyką w aptekach otwartych – prowadzącym szkolenia w Fundacji „Zobacz... JESTEM” – rozmawia TADEUSZ PULCYN.
Coraz częściej korzystamy z leków bez konsultacji z lekarzem. Jakie mogą być tego konsekwencje?
Jest w naszym społeczeństwie przekonanie, że tabletka to remedium na wszystkie dolegliwości. Nie musi być przepisana przez lekarza, ale musi być sprawdzona: „Pomogła sąsiadce, babci, pomoże i mnie”.
Jeśli jakiś lek działa, to znaczy, że faktycznie wpływa na funkcjonowanie organizmu. Ta zmiana może być korzystna, jeśli lek zostanie zastosowany właściwie lub niekorzystna, jeśli nie.
Te same objawy mogą być spowodowane różnymi przyczynami. Na przykład ból głowy m.in.: zmianami w pogodzie, nadciśnieniem tętniczym, migreną, spadkiem cukru we krwi, udarem, tętniakiem... W każdej sytuacji postępowanie powinno być inne. Stosowanie leków przeciwbólowych w jednej sytuacji może pomóc, w innej zaszkodzić (jeśli nie jesteśmy specjalistami, nie potrafimy tego prawidłowo ocenić). Konsekwencją może być ustąpienie objawów z wyleczeniem choroby, ustąpienie objawów bez wyleczenia choroby, pogorszenie choroby, zatrucie. Niebezpieczeństwem może być także opóźnienie diagnostyki i prawidłowego leczenia. Stosując leki, zwłaszcza przez dłuższy czas, można przeoczyć ważne symptomy.
Niekiedy dorośli popełniają ten błąd wobec dzieci.
To prawda. „Boli cię brzuszek? Zaraz jakieś lekarstwo się znajdzie”. A lekarstwo wziąć można tylko wtedy, kiedy jest diagnoza, gdy wiadomo, co się w organizmie dzieje.
Bywają sytuacje, w których samoleczenie jest korzystne. Na przykład przeziębienie. Objawy są dość typowe i najczęściej ustępują same, ale gdy dziecko fatalnie się czuje, ma wysoką gorączkę, to warto podać lek, który tę gorączkę obniży, zmniejszy ból głowy, poprawi samopoczucie. Środki – nazwijmy je przeciwprzeziębieniowymi – nie leczą, natomiast sprawiają, że człowiek mimo choroby czuje się znacznie lepiej. I to czasami jest działanie dobre. Zaznaczmy: czasami. Gorączka, katar, kaszel i inne objawy przeziębienia – to jest element obronny. Bo jeżeli nasz organizm zmaga się z czymś, co nam szkodzi, to po co mu w tym przeszkadzać; warto wtedy poleżeć, odpocząć, pozwolić mu działać.
Może więc zbyt pospiesznie podajemy lekarstwa dzieciom?
Samodzielne podawanie leków zawsze warto dobrze rozważyć. Jeżeli jesteśmy pewni, że postępujemy słusznie, bo na przykład jest to sytuacja typowa, powtarzalna, ustalona wcześniej z lekarzem, to nie ma większych obaw. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości – zawsze konsultujmy się z lekarzem, chociaż telefonicznie.
Leki dostępne bez recepty są znane od dłuższego czasu, mają przebadany zakres działania; wiadomo, czego się po nich spodziewać. Zresztą do każdego leku dołączona jest ulotka informacyjna z opisem, jak go stosować. Trzeba się go trzymać, zwłaszcza gdy podajemy lek dzieciom.
Na ulotce jest opis stosowania leku w sytuacji typowej. W sytuacjach nietypowych dany lek może być stosowany – z polecenia lekarza – zupełnie inaczej.
Przykład sytuacji nietypowej?
Przy leczeniu depresji stosuje się m.in. farmakoterapię. Podaje się leki poprawiające nastrój. Często dodaje się leki stabilizujące, zmniejszające wahania nastroju. Są to leki, których taki efekt wykorzystano później; typowo stosowane są w innych chorobach na przykład padaczce lub schizofrenii. Czasami rodzice, gdy to przeczytają na ulotce, dziwią się: „jak to, moje dziecko ma padaczkę?”. A lekarz nie zawsze powie o nietypowej sytuacji albo gdy powie, rodzic nie zawsze to zrozumie.
Słowem, warto słuchać uważnie lekarskich zaleceń!
Właśnie na warsztatach prowadzonych w Fundacji „Zobacz... JESTEM” próbujemy przekonywać – że jeżeli ktoś poszedł do lekarza, to znaczy, miał taką potrzebę. Lekarz ma wiedzę, ma jakiś pomysł na leczenie. A jeśli pacjenta coś niepokoi w jego zaleceniach, zawsze może prosić o ich wyjaśnienie. Generalnie: warto lekarskie zalecenia respektować.
Pacjenci bywają jednak bardzo samodzielni.
O tak! Na przykład leki na nadciśnienie. „Mam już dobre ciśnienie, po roku brania lekarstw – odstawiam je”. Tymczasem leczenia nadciśnienia nie przerywa się samodzielnie. Nadciśnienie to paskudna choroba: nie boli, często nie daje żadnych innych objawów, ale niszczy naczynia. Przez nadciśnienie wysiada serce, niszczą się nerki, oczy. W nadciśnieniu zabija udar mózgu albo zawał serca. I dopóki nie było dobrych leków na nadciśnienie, ludzie wcześniej umierali.
Z drugiej strony chętnie stosujemy przewlekle leki do użytku krótkotrwałego. Na przykład leki przeciwbólowe. Ból to ważny sygnał ostrzegawczy. Ignorowanie go może spowodować poważne problemy. Jednak zawsze warto szukać jego przyczyny. Czasami ból musi być leczony długo, ale to zawsze wymaga kontroli lekarza.
Do najczęstszych błędów należy również modyfikacja sposobu przyjmowania leków. Mamy tendencję m.in. do zmieniania odstępów między dawkami, brania z posiłkiem lub bez. Stosując lek rzadziej niż potrzeba, narażamy się na nieskuteczność jego działania. Jeśli stosujemy go częściej niż to jest wskazane, możemy się zatruć. Bywamy nieroztropni w braniu leków.
Czy podobnie jest z przyjmowaniem suplementów diety?
To jest trochę inna sprawa. Jeżeli coś jest legalnie w Polsce wprowadzone do obrotu jako suplement diety, to jest traktowane jako żywność. I nie ma prawa wywierać działania farmakologicznego. Ale można się też przejeść. Warto wspomnieć o witaminie D. Jest bardzo popularna, można ją znaleźć w składzie bardzo różnych preparatów. Stosując kilka suplementów, łatwo ją przedawkować. Jeśli w suplemencie diety jest na przykład kofeina, to jest kwestia dawki; przedawkowana działa na nasz organizm intensywnie, psychoaktywnie.
Może też zmieniać świadomość?
Tak. Kofeina generalnie jest środkiem pobudzającym. Preparaty z kofeiną przeznaczone są dla dorosłych. Mają dla nich odpowiednią dawkę. Dzieci po pierwsze mają mniejszą masę ciała, a po drugie nie mają do końca ukształtowanego układu nerwowego. Kofeina u nich działa intensywniej i zaburza prawidłowy rozwój neuronów. Problem z zażywaniem w celach niemedycznych suplementów diety i leków wynika ze stosowania ich w niewłaściwych dawkach.
Tak samo jest ze środkami psychoaktywnymi, które powszechnie używane są w naszych domach?
Tak. I tych środków jest cała masa. I ludzie używają ich odkąd ludzkość istnieje. W Polsce na przykład takim środkiem, narkotykiem, absolutnie powszechnie dostępnym i akceptowanym jest alkohol. Środek silnie działający, uzależniający, niebezpieczny, śmiertelny.
Tego mogą nie wiedzieć dzieci. A czy wiedzą już wszyscy dorośli?
Powinni wiedzieć przede wszystkim rodzice. Powinni też mieć świadomość, że jeśli dziecko sięga po środki psychoaktywne, może to robić z różnych powodów. Jednym z nich jest podpatrywanie osób dorosłych. Dziecko widzi, że podczas rodzinnych spotkań picie alkoholu to standard. I często już w wieku dorastania spotkania z przyjaciółmi przy piwie, winie czy wódce traktuje jako normę.
Młodzi ludzie często sięgają po alkohol, czy inne używki, po prostu z ciekawości.
I to jest zupełnie normalne. W młodym wieku chcemy jak najwięcej dowiadywać się o świecie.
Są też inne powody. Nastolatek, który jest niepewny siebie, kiepsko nawiązuje relacje, gdy trafi na środek, który go rozluźnia, niweluje lęki, ułatwia kontakty towarzyskie, reguluje emocje – chętnie będzie eksperymentować z taką substancją. Najczęściej sięga po alkohol, bo prawie w każdym domu jest pod ręką.
Dzieci też nie chcą być wykluczane ze swojego środowiska. Jeżeli w tym środowisku używa się środków psychoaktywnych, to często sięgają po nie – dla towarzystwa. Poza tym dziecko widzi, że jak ktoś „wkurzy tatę w pracy”, to on po powrocie do domu wypija dwa piwa i od razu się uspakaja. Często tak właśnie zaczyna się uzależnienie.
Trzeba więc dzieci o tym informować.
Właśnie to robię. Jestem farmaceutą i mogę dostarczyć informacji, jak działają różne substancje. Wyjaśniam, że środki psychoaktywne mogą powodować, że człowiek poczuje się bardziej komfortowo; może czuć się silniejszy, może słabiej odczuwać lęk, może mu się zwiększyć wydolność organizmu, może uczyć się po nocach bez odczuwania zmęczenia. Gdy środki przestają działać, często następuje duży spadek nastroju.
Osoba zażywająca środki psychoaktywne czuje się jak młody bóg, a gdy jego remedium przestaje działać, spada z Olimpu w nastrój wręcz samobójczy; świat robi się dlań nie do zniesienia. Następuje moment, że chce sięgnąć po następną dawkę. Informuję, jakie mogą być tego konsekwencje.
Substancje pobudzające działają na układ krążenia, więc powodują wzrost ciśnienia, przyspieszają pracę serca, zatem zwiększają ryzyko udaru, zawału. Po użyciu środków uspokajających natomiast mamy znacznie mniejszy refleks i osłabioną czujność.
Dlatego uczulam, zwłaszcza rodziców, że pierwszym krokiem jest nauczenie dziecka, jak może radzić sobie z emocjami, nie sięgając po specjalne środki. Dziecko można nauczyć, co może zrobić, gdy jest mu smutno. Dziecku można stworzyć przyjazną przestrzeń, wprowadzić je w krąg bliskich, zaufanych osób, żeby mogło z nimi porozmawiać, przed nimi się wypłakać. To nie jest żaden wstyd ani też jakieś niepożądane zachowanie. „Prawdziwi mężczyźni” także płaczą.
Emocje można także wyładować przez działania fizycznie. Jest cały arsenał rzeczy, które mogą zastąpić środki farmakologiczne; one nie są jedynym sposobem, dzięki któremu można osiągnąć oczekiwany cel.
Potrzebna jest wiedza. Jeżeli rodzice zauważą, że dziecko coś bierze, a nie mają pojęcia co i jak to działa, czym skutkuje, to zanim zaczną reagować – powinni sami się dokształcić w tym zakresie. Działanie pochopne nigdy nie jest wskazane. Jest kilka książek adresowanych do rodziców, ale też do dzieci i młodzieży. Jedna z nich to „Książka o narkotykach. Nieporadnik” Bogusława Janiszewskiego z ilustracjami Maxa Skorwidera. Autor jasno i prosto mówi o środkach, po które sięgają młodzi ludzie. Wskazuje również na zagrożenia i sposoby radzenia sobie z problemami.
Mamy świadomość, że substancje szkodliwe dla zdrowia, w tym psychoaktywne, są wśród nas, ale straszenie nimi nie skutkuje. Potrzebna jest rzetelna wiedza.
Zapraszam na cykliczne warsztaty – podczas których m.in. informujemy rodziców, nauczycieli, pedagogów we wspomnianym zakresie – w siedzibie Fundacji „Zobacz...JESTEM”.
TOMASZ NASEWICZ ukończył Farmację Apteczną na Wydziale Farmaceutycznym Akademii Medycznej w Białymstoku. Obecnie z żoną Małgorzatą Serafin-Nasewicz, również farmaceutką, są wolontariuszami Fundacji Zobacz...JESTEM, która zajmuje się szeroko rozumianą pomocą dzieciom i młodzieży z problemami emocjonalnymi. Specjalizuje się szczególnie w tematyce zaburzeń odżywiania, autoagresji, depresji, zachowań samobójczych i przemocy rówieśniczej.