Wybiórczość pokarmowa dzieci - rozmowa z Moniką Budkowską

Tadeusz Pulcyn
Z Moniką Budkowską – neurologopedą, terapeutą karmienia i wybiórczości pokarmowej oraz terapeutą miofunkcjonalnym – rozmawia Tadeusz Pulcyn.
Czym jest wybiórczość pokarmowa dzieci?
Wybiórczość pokarmowa to jednostka, która opisuje selektywne jedzenie dzieci – nazywane często potocznie niejadkami. Selektywne jedzenie to omijanie różnych grup pokarmów. Odmowa jedzenia może być spowodowana wieloma czynnikami, m.in. zaburzeniami motorycznymi – trudnościami w pobieraniu pokarmów – albo sensorycznymi, czyli wynikającymi z połączenia pewnych konsystencji, tekstury produktów uniemożliwiających ich pobieranie. Na tych trudnościach buduje się lęk przed ich przyjmowaniem. Może mieć na to wpływ również nietolerancja zapachu czy wyglądu potraw. Z biegiem lat jadłospis dzieci z wybiórczością pokarmową może się zawężać, przybrać formę nawyku i trwać aż do dorosłości, w związku z czym, aby to zmienić, warto rozważyć terapię, wspomaganie zewnętrzne.
Jak wybiórczość rozpoznać, diagnozować?
Diagnoza często jest złożona, dotyczy obszaru kilku dziedzin. Na dziecko z wybiórczością pokarmową patrzymy m.in. pod kątem medycznym: czy jego selektywne jedzenie nie wiąże się na przykład z alergią pokarmową, niedoborami chociażby żelaza, gdyż często wtedy dziecko bywa niechętne do jedzenia. W przypadku niepokojących sygnałów, zgłaszanych podczas rozmowy z terapeutą wybiorczości pokarmowej, należy zaopiekować tę sferę u lekarza odpowiedniej specjalizacji.
Diagnoza składa się też z analizy objawów w obszarze gastrologicznym – czy w jedzeniu nie przeszkadzają dolegliwości układu pokarmowego. Może się okazać, że dziecko unika pewnych grup produktów, po których po prostu boli je brzuch, po których ma refluks, nie zawsze jawny, czasem utajony.
Pierwsze spotkania z rodzicami i dzieckiem jedzącym wybiorczo to również obserwacja, jak ono funkcjonuje pod kątem integracji sensorycznej oraz czy nadwrażliwość sfery dotykowej (dłoni, twarzy) lub zapachowej nie przekłada się na niechęć kontaktu z jedzeniem czy łączenia jego konsystencji w jamie ustnej.
Ważny jest też obszar motoryczny, zwany czasami neurologopedycznym, czyli jak dziecko w ogóle radzi sobie z obróbką różnego rodzaju pokarmów; czy mięśnie biorące udział w gryzieniu, żuciu, połykaniu kęsa pokarmowego są na tyle sprawne i silne, że im to umożliwia.
Wybiorczość pokarmowa wiąże się również z podwyższonym poziomem lęku dziecka wobec jedzenia lub wobec sytuacji z nim związanych. Oceniamy (przesiewowo), czy dziecko reaguje lękowo, emocjonalnie tylko w obszarze jedzenia, czy podwyższony poziom lęku dotyczy również innych sfer.
Wymieniłam pięć obszarów ważnych w diagnozowaniu; w zależności od tego, na którym z nich jest źródło wybiórczości pokarmowej dziecka, kierujemy je w trakcie procesu do specjalisty konkretnej dziedziny.
W jaki sposób Pani zajmuje się wybiórczością pokarmową?
Zajmuję się nią jako neurologopeda. Nie pracuję z dzieckiem, które ma lęk przed spożywaniem pewnych produktów czy ma trudności gastrologiczne. Przede wszystkim zajmuję się usprawnianiem motoryki ustno-twarzowej, ale także dokonywaniem całościowych diagnoz, kierowaniem procesem rodzinnym, aby rodzice czy opiekunowie dzieci umieli sobie radzić z problem w domu i współpracować ze specjalistami we wspomnianych dziedzinach.
Dodam na marginesie, że niestety wybiórczość pokarmowa to wciąż taka jednostka, która nie została zakwalifikowana do konkretnego specjalisty, który ma się nią zajmować. W Polsce zawód terapeuty karmienia czy terapeuty wybiórczości pokarmowej jeszcze nie istnieje.
Rodzice, którzy mają dzieci z trudnościami w jedzeniu, mogą sobie jednak z nimi jakoś radzić. Jak?
Odpowiadając na to pytanie, nie będę zbyt oryginalna, bo oczywiście kieruję rodziców przede wszystkim na grunt specjalistyczny i diagnostyczny; w zależności od tego, jaka jest przyczyna ich problemów.
Procesy rodzin, które prowadzę, pokazują, że zmiany dotyczące trudności dzieci z jedzeniem dokonują się w tempie szybszym niż są spodziewane. Sukces zależy od wielu czynników, ale pod okiem specjalistów można się z nimi uporać. Często rodzic ma też pewne zasoby wiedzy, m.in. pozyskiwanej z internetu, i jest w stanie prowadzić strategie uniwersalne. Jednak rolą rodzica jest przede wszystkim – jeszcze przed diagnozą – stałe towarzyszenie dziecku w trudnościach z jedzeniem. Ważne jest formułowanie pytań. Jedno z nich może brzmieć: „Widzę, że to jest dla ciebie trudne, czego się boisz?”. Nieodpowiednie zaś jest takie podejście: „Co ci znowu przeszkadza? Jedz!”.
Nikt nie lubi być do czegokolwiek przymuszany.
Z całą pewnością – nikt. Dlatego jednym z głównych moich zaleceń adresowanych do rodziców jest bezwzględne unikanie presji przez cały okres terapeutyczny. Nie należy zmuszać dzieci do jedzenia; to jest jedna z głównych zasad terapii karmienia. Dziecko decyduje, ile chce zjeść, i czy w ogóle chce, a rodzic – co, kiedy i gdzie.
Rodzice, dorośli są odpowiedzialni za organizację posiłków, podawanie ich w bezpieczny sposób przy stole, w określonym czasie, w określonym miejscu. Natomiast decyzja, ile dziecko zje – jest po jego stronie. Starajmy się też nie negocjować: „A może jeszcze jedna łyżka?”. Z moich obserwacji wynika, że dzieci, u których wykluczone zostały zaburzenia pod kątem medycznym, pozbawione stresu – same sygnalizują, kiedy są głodne.
Wskazówka dla rodziców: strategii przymusu nie stosujemy wobec niejadków, gdyż pod presją ich niechęć do jedzenia – także tego, co jest zdrowe – będzie się pogłębiała. A nadto: przymus zwykle nadwyręża zaufanie do osób, która go stosują.
Czy z trudności z jedzeniem można wyrosnąć, pozbyć się ich?
Mamy w świecie terapii karmienia – i w ogóle w świecie rozwoju dziecka – takie trudności z jedzeniem, które nie wymagają wsparcia terapeutycznego. I myślę tu o takiej jednostce, którą można pomylić z wybiórczością pokarmową. Podczas moich spotkań konsultacyjnych z rodzicami wyjaśniam, jak odróżnić coś, co jest rozwojowe, co się dzieciom w życiu przydarza, ponieważ tak je zabezpieczyła ewolucja, od czegoś, co jest już jednostką problematyczną wymagającą pracy. Nie wszystkie trudności z jedzeniem są problemem, ale też nie ze wszystkich się wyrasta.
Warto pamiętać o tym, że są takie jednostki występujące rozwojowo w życiu każdego dziecka, które mają przebieg przejściowy, naturalny. Znaczy to, że problem z jedzeniem sam przychodzi i sam odchodzi – bez większego udziału rodziców czy opiekunów.
Taką jednostką jest tak zwana neofobia pokarmowa, neofobia żywieniowa, która przejawia się u dziecka m.in. niechęcią do spożywania nowych produktów, unikaniem jedzenia, gdy znany mu produkt podany jest w innej formie niż zazwyczaj lub ma inne opakowanie. To wpisuje się w ewolucyjny czas każdego dziecka, które m.in. nie chce jeść owoców i warzyw, nie chce, żeby mu się coś łączyło na talerzu, a chce jeść w sposób powtarzalny to, co zna. To nie znaczy, że inne produkty są problemem w sensie fizycznym; po prostu są zgłaszane preferencje, ochota czy niechęć do odmian w jedzeniu.
W neofobii dziecko nie doświadcza też trudności na etapie rozszerzania diety, a w wybiórczości pokarmowej od początku życia one w dużym stopniu mu towarzyszą. W neofobii żywieniowej – dziecko nie ma kontaktu z negatywnymi konsekwencjami, czyli jeśli skosztuje coś, co może mu nie smakować, nie będzie miało odruchu wymiotnego. Niesmaczny kęs nie spowoduje krztuszenia się czy dławienia. Natomiast występuje to w jednostkach problematycznych; takich, które potrzebują wsparcia terapeutycznego, bo z nich się nie wyrasta.
Z pomylenia tych dwóch wspomnianych jednostek wynikają wypowiedzi, które nie są zgodne z prawdą: „Grymasi z jedzeniem, ale wyrośnie z tego. Wszystkie dzieci tak mają”. My – w sensie społecznym – te jednostki często mylimy i często też usypiamy czujność rodzica, który wcześniej szukałby pomocy odnośnie do wybiórczości pokarmowej dziecka.
Jeśli zaś są objawy wpędzające rodziców w zakłopotanie, niepokój – bo widzą, że jedzenie sprawia dziecku trudności, a nie są związane z jego zwykłą preferencją – zachęcam ich, żeby korzystali z pomocy specjalistów.
Warto stale rozświetlać obszar terapii karmienia, wyjaśniać, że on się składa z dwóch jednostek. Takich, z których się wyrasta; które przechodzą i są rozwojowe, ale też z takich, z których się nie wyrasta. I trzeba to sprawdzić.
Czy istnieją programy terapeutyczne dla rodziców i osób bliskich dziecku obarczonemu wybiórczością żywieniową?
Dziś wszystko można znaleźć w Internecie. Natomiast takich programów, dzięki którym rodzic może przejść holistyczny proces radzenia sobie z wybiórczością żywieniową dzieci, w sieci nie spotkałam. Ponieważ każda wspomniana jednostka potrzebuje indywidualnego osobistego zaopiekowania. Jeśli boli mnie ząb czy cokolwiek innego mi fizycznie doskwiera, potrzebuję kontaktu z człowiekiem, stomatologiem, który mi pomoże; jest niezbędny w zniwelowaniu bólu. Podobnie jest w przypadku wybiórczości pokarmowej; musi być kontakt ze specjalistą, który poprowadzi proces terapeutyczny.
Oczywiście, każdy specjalista działa według ustalonego przez siebie programu. W mojej terapii dzieci z wybiórczością pokarmową obejmuję całe rodziny. Szkoląc innych terapeutów, zwracam uwagę na standardy postępowania – żeby terapie wybiórczości nie polegały na „bawieniu się” jedzeniem z dzieckiem przez 50 minut i oddaniu go rodzicowi czekającemu na korytarzu. Po spotkaniu tylko z dzieckiem w gabinecie, w domu się nie wiele zmienia. Nad każdą jednostką pracuję z dzieckiem i z rodzicem, bo to on musi być wyposażony w narzędzia do radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. Zatem, terapie wybiórczości pokarmowej powinny przebiegać według programu obejmującego system całej rodziny.
Z taką samą troską podchodzę – jako specjalista – do dziecka, jak i do jego opiekunów. Jestem też w stałym kontakcie z moimi pacjentami i rodzicami, a także często z placówkami codziennego pobytu ich dzieci – żłobkami, przedszkolami czy szkołami – bo czasami trzeba dać im instruktaż czy ustalić jakiś wspólny front działania.